Opowiadając znajomym o naszym wypadzie na Alaskę parokrotnie usłyszałem pytanie 'A co wy właściwie tam będziecie jedli?' i to jest bardzo dobre pytanie bo odpowiedź nie jest taka prosta. W przypadku gdy wędruję się od schroniska do schroniska problemu nie ma bo albo jemy w schronisku albo co pewien czas uzupełniamy zapasy we wsiach. Jednak w naszym przypadku przez 16 dni nie uświadczymy schroniska a tym bardziej nie będzie sklepu spożywczego.. parafrazując wypowiedź jednego kandydatów na prezydenta 'nic nie będzie' po drodze. Problem jedzenie spróbowałem rozwiązać jak prawdziwy inżynier :) Uruchomiłem google odpaliłem Excela i jazda. Na początku ustaliłem mniej więcej ile będziemy spalać kalorii dziennie, zgrubne oszacowanie to 5000kcal, jednak zakładając że to wypad tylko 16 dniowy można przyjąć, że trzeba zjadać 3000kcal a resztę zostanie 'zjedzona' w postaci zapasów tkanki tłuszczowej = schudniemy. Po oszacowaniu tej liczby przeszedłem do obliczeń jakie jedzenie dostarczy nam tą ilość kalorii. Po lekturze różnych stron, zdecydowałem się na śniadania oparte o musle z mlekiem a na obiadokolacje (ale o brzmi jakbyśmy jechali na jakieś wczasy) na liofilizaty, których nigdy nie jadłem ze względu na cenę tego typu produktów w Polsce. Na wypadzie będziemy wybrałem liofilizaty firmy Mountain House polecane przez Michała znawce tego typu jedzenia. W trakcie dnia będziemy podjadali dopalacze , między innymi orzechy, czekoladę, masło orzechowe z sucharami, batoniki i suszone mięso. Trochę przeraził mnie sumaryczny ciężar dziennej porcji żywieniowej wyszło 760 gram co daję 12kg na 16 dni, nieźle..a jeszcze trzeba będzie nosić parę innych rzeczy w plecaku. Słuszność moich obliczeń sprawdzę przy okazji wypadu do Kanady, zobaczymy czy będę głodny na wypadzie czy nie, przy okazji będę używał pulsometr wypożyczony od Mariusza pulsometr, który pozwoli oszacować zużywane kalorie.
Dzisiaj złożyłem zamówienie na 6 map topograficznych parku Wrangell, zamówiłem mapy regionu McCarthy (miejscowość z której wyruszamy), Valdez i okolic lodowca Bering. Mapy dojdą do Polski pod koniec maja, jak już będę je miał to zamieszczę fotkę wszystkich map z naniesioną trasą.
Oprócz mało realnych niebezpieczeństw takich jak ataki niedźwiedzi grizli, czy utopienie się w rwących potokach musimy przewidzieć bardziej realne niebezpieczeństwo - utratę jedzenia. Misie mają bardzo wyczulony węch i niestety są mało wybredne jeśli chodzi o jedzenie tak więc nie gardzą jedzeniem turystów. Standardowym rozwiązaniem jest pakowanie jedzenia w pojemnik który wytrzyma atak niedźwiedzia, niestety taki pojemnik jest dość ciężki. Jedna z amerykańskich firm Ursack wymyśliła alternatywę - worki z materiału Spectry (z tego materiału wykonuje się topowe żagle i kamizelki kuloodporne). Na ile skuteczny jest taki worek możecie zobaczyć w tym artykule . My będziemy korzystać ze standardowych pojemników.
Dobra mapa jest jedną z najbardziej przydatnych rzeczy na każdym co poważniejszym wypadzie i do tego nikt chyba nie ma wątpliwości. Pomocna jest na etapie planowania jak również na etapie realizacji planu. O dziwo pozyskanie dobrej topograficznej mapy dla Stanów zjednoczonych jest dużo łatwiejsze niż dla Polski (przynajmniej dla terenów nie leżących w górach). Przygotowując wyprawę na Alaskę natrafiłem na stronę USGS czyli strony amerykańskiego odpowiednika urzędu kartograficznego. Na wspomnianej stronie, można wybrać dowolny region USA i pobrać za darmo mapę w postaci PDF. W przypadku Alaski dostępne są mapy w skali 1:2500 000 oraz 1:63 330, oczywiście pobrałem obie skale. Co ciekawe dla Alaski najdokładniejszymi dostępnymi na rynku mapami są te z ze skalą 1:63tyś (dla porównania podam, że typowa mapa Tatr ma podziałkę 1:25tyś). My w trakcie naszego marszu potrzebować będziemy aż cztery arkusze, za miesiąc będzie okazja zobaczyć jak wyglądają na żywo. Na razie PDF zamieniłem na format JPEG i skalibrowałem pod OziExplorerem to pozwoliło ułożyć bardzo dokładnie naszą trasę na mapie i zaznaczone punkty przenieść do GPSa. Poniżej dwa wycinki mapy , pierwszy wycinek to miejsce trawersu lodowca Bremner drugi skan to okolice kopalni w dolinę Bremner.
Jak już was informowałem w sierpniu razem z Krzychem jedziemy na Alaskę (16dni marszu, 120km przez góry w parku Wrangell-St.Elias). Z tego wypadu chciałbym przywieźć dobrej jakości zdjęcia przynajmniej nie gorsze niż te co pokazywały się na blogu z poprzednich wyjazdów. Niestety jest groźba, że mój wysłużony Nikon d70 odmówi posłuszeństwa w trakcie takiego wypadu - migawka tego modelu policzona jest na około 50tyś zdjęć a ja już zrobiłem 47tyś. Z tego powodu szukam możliwości wypożyczenia półprofesjonalnego sprzętu na tą wyprawę (albo zakupu po dobrej cenie). Potrzebowałbym aparat klasy Nikon d300 najlepiej z obiektywem szerokokątnym , standardowy zoom i małe tele już mam. Rozesłałem maile do producentów i dystrybutorów takiego sprzętu z pytaniem o wypożyczenie takich zabawek jednak nie spodziewam się specjalnego odzewu. Jeśli macie jakieś ‘wtyki’ w takich firmach to wdzięczny byłbym za pomoc. Jakby co mój adres kontaktowy znajdziecie TUTAJ.